Polski premier Donald Tusk oficjalnie ogłosił, że on i jego rząd stosują zasady „demokracji wojującej” w obronie liberalnej demokracji przed prawicową opozycją. Potwierdza to jego minister sprawiedliwości, Adam Bodnar, który w piątek 27 września napisał na X, że nie uzna decyzji polskiego Sądu Najwyższego, która unieważnia jego odwołanie Prokuratora Krajowego w styczniu ubiegłego roku z powodu braku wymaganej zgody prezydenta. Jako powód nieuznania tej decyzji Bodnar podał fakt, że trzej sędziowie Sądu Najwyższego, którzy wydali tę decyzję, zostali powołani na swoje obecne stanowisko za rządów poprzedniej koalicji rządowej kierowanej przez PiS. Dlatego jego zdaniem nie są oni prawdziwymi sędziami, ale „neosędziami”. Dzisiejsza sytuacja w Polsce jest taka, że lewicowo-liberalny rząd kierowany przez byłego przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska odrzuca i narusza orzeczenia wydane zarówno przez Sąd Najwyższy, jak i Trybunał Konstytucyjny, a także orzeczenia niższego szczebla wydane przez tych, których nazywają „neosędziami” (około jednej trzeciej wszystkich sędziów w Polsce), ale tylko wtedy, gdy orzeczenia te nie są takie, jak chciałby Tusk i jego lewicowo-liberalni przyjaciele. Uznali na przykład decyzję wydaną jesienią ubiegłego roku przez takich „neosędziów” zasiadających w Sądzie Najwyższym, która potwierdziła wyniki wyborów z 15 października, umożliwiając im utworzenie większościowej koalicji przeciwko PiS i przejęcie rządów.
Dzieje się tak dlatego, że koncepcja „wojującej demokracji” zakłada, że liberalne demokracje powinny podejmować wszelkie niezbędne kroki, nawet jeśli są one niekonstytucyjne lub w inny sposób niezgodne z prawem, przeciwko tym osobom, stowarzyszeniom lub partiom politycznym, które kwestionują zasady liberalnej demokracji. Oczywiście ci, którzy mają decydować, które hasła lub działania podważają fundamenty „liberalnej” wersji demokracji, to ci, którzy mają do tego władzę i podejmują odpowiednie działania, czyli rząd.
„Musimy znaleźć siłę w sobie, nie mając sprawnych narzędzi, własną siłę i determinację” – powiedział Donald Tusk na konferencji »Drogi wyjścia z kryzysu konstytucyjnego« 10 września 2024 roku. „W końcu, w przypadku władzy wykonawczej, za to nam płacą, za podejmowanie ryzyka i decyzji, które czasem wszyscy kwestionujecie. W każdym razie będę nadal podejmował takie decyzje z pełną świadomością ryzyka, że nie wszystkie z nich będą spełniały kryteria pełnej praworządności” – powiedział dalej polski premier.
Tak więc po raz kolejny lider polskiego obozu liberalnego otwarcie odnosi się do zasady sprawiedliwości przejściowej, którą on i jego przyjaciele, w tym urzędujący minister sprawiedliwości Adam Bodnar, wymachują od zeszłorocznej kampanii wyborczej. Ich zdaniem jest to konieczne do przywrócenia demokracji i praworządności w Polsce.
Kierowany przez Prawo i Sprawiedliwość rząd Zjednoczonej Prawicy był u władzy przez osiem lat dzięki dwukrotnemu powierzeniu mu przez polskich wyborców bezwzględnej większości w Sejmie, w 2015 i 2019 roku. Prezydent Andrzej Duda, który również wygrał wybory prezydenckie dwa razy z rzędu, w 2015 i 2020 roku, wywodzi się z PiS i pozostanie na swoim stanowisku do przyszłego roku. Podczas tych ośmiu lat rządów Zjednoczonej Prawicy, lewicowo-liberalna opozycja narobiła niesamowicie dużo hałasu, nakłaniając nawet Unię Europejską do wstrzymania dziesiątek miliardów euro obiecanej pomocy dla Polski po pandemii i do nałożenia na kraj wysokich dziennych kar pieniężnych. Mówiąc dokładniej, przed utworzeniem koalicji, której rząd został zaprzysiężony 13 grudnia z Donaldem Tuskiem jako premierem (po raz trzeci), konsekwentnie oskarżali Zjednoczoną Prawicę o łamanie zasad praworządności, do których Donald Tusk rości sobie teraz prawo. Głównym punktem oskarżenia wobec rządu Zjednoczonej Prawicy była zmiana sposobu powoływania 15 sędziów zasiadających w Krajowej Radzie Sądownictwa (KRS). Ci sędziowie, którzy mają większość w 25-osobowej KRS, są teraz wybierani przez Sejm w taki sposób, który powinien pozwolić niektórym z tych sędziów na wybór przez opozycję, ale ich wybór został zbojkotowany przez tych, którzy są dziś w rządzie, więc wszyscy zostali wybrani przez byłą większość parlamentarną Zjednoczonej Prawicy. Przed zmianą tych 15 sędziów było wybieranych przez środowisko sędziowskie. KRS jest organem odpowiedzialnym za zgłaszanie Prezydentowi RP kandydatów na stanowiska sędziowskie. Zgodnie z ustawą może również zablokować odwołanie prezesów i wiceprezesów sądów przez ministra sprawiedliwości. Ideą reformy sądownictwa z 2017 r. było zapewnienie parlamentowi – a tym samym polskim wyborcom – wpływu na to, kto jest odpowiedzialny za nadzór nad sądownictwem, po dziesięcioleciach chronicznego korporacjonizmu, który od upadku komunizmu w latach 1989-90 zapewniał najczęściej bezkarność niekompetentnym i skorumpowanym. Pozwoliło to również starym komunistycznym sędziom pozostać na miejscu, często na najwyższych stanowiskach sądowych, w tym w Sądzie Najwyższym.Dla lewicowo-liberalnej opozycji, a także dla ich politycznych przyjaciół w Brukseli, reforma Zjednoczonej Prawicy była jednak atakiem na niezależność sądownictwa, a ich zdaniem wszyscy sędziowie powołani po reformie z 2017 r. muszą teraz zostać usunięci, niezależnie od konstytucyjnej zasady nieusuwalności sędziów.
Premier Donald Tusk i jego minister sprawiedliwości Adam Bodnar przedstawili 6 września założenia do projektu ustawy o statusie sędziów, którzy zostali powołani lub awansowani na wyższe stanowiska po 2017 roku. Zgodnie z planowanymi rozwiązaniami, swój status zachowają jedynie sędziowie, dla których była to pierwsza nominacja po ukończeniu Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Jeśli chodzi o pozostałą grupę, część sędziów, którzy awansowali na wyższe stanowiska po 2017 r., zostanie przywrócona na poprzednie stanowiska i będzie podlegać procedurom dyscyplinarnym. Inni, aby pozostać na stanowisku, będą musieli złożyć oświadczenie, że żałują swojej decyzji. Następnie powrócą do sądu i będą mogli ponownie ubiegać się o różne stanowiska. Ogłoszona ustawa, rzekomo mająca na celu „przywrócenie praworządności” po reformach wymiaru sprawiedliwości przegłosowanych przez polski parlament w 2017 r., dotknie około jednej trzeciej polskich sędziów, tj. około 3500 sędziów. W odniesieniu do tych 3 500 sędziów jest to jawne naruszenie ich niezawisłości.
Ponieważ prezydent Andrzej Duda bez wątpienia zawetowałby taką niekonstytucyjną ustawę, Tusk powiedział również 6 września, że rząd będzie musiał poczekać do przyszłorocznych wyborów prezydenckich, aby kontynuować prace nad planowaną ustawą. W międzyczasie jednak od początku roku nastąpiła fala zmian personalnych dokonywanych przez ministra sprawiedliwości Adama Bodnara na czele najważniejszych sądów w kraju, często w wątpliwych warunkach prawnych, oraz po przejęciu kontroli nad prokuraturą w całym kraju po bezprawnym zastąpieniu (dokonanym bez wymaganej zgody Prezydenta RP) Prokuratora Krajowego. Aby odwołać prezesa lub wiceprezesów danego sądu, minister sprawiedliwości musi najpierw uzyskać zgodę kolegium sędziów tego sądu w drodze głosowania większością głosów. Jeśli nie uzyska takiej zgody, może zwrócić się do Krajowej Rady Sądownictwa (KRS), która ma możliwość zablokowania decyzji ministra sprawiedliwości większością dwóch trzecich głosów. Jeśli tego nie zrobi, minister sprawiedliwości może kontynuować swoją decyzję. Zamiast jednak postępować zgodnie z tą procedurą, w niektórych przypadkach, gdy sędziowie sądu odmówili zatwierdzenia jego decyzji, Bodnar zawiesił niektórych sędziów zasiadających w tym sądzie i zmusił kolegium sędziów do ponownego głosowania, ale bez ich zawieszonych kolegów, aby mógł mieć większość po swojej stronie. W innych przypadkach Bodnar po prostu zignorował negatywną opinię sędziów dotyczącą jego zamiaru odwołania prezesa sądu, tak jak miało to miejsce w lutym, kiedy odwołał sędziego Piotra Schaba ze stanowiska prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który jest najważniejszym sądem apelacyjnym w kraju. Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek, który zastąpił Bodnara na tym stanowisku, wyraził wątpliwości co do legalności działań ministra sprawiedliwości. Według Wiącka, procedury te są wątpliwe ze względu na brak wystarczających gwarancji chroniących prezesów i wiceprezesów sądów przed arbitralnym odwołaniem przed upływem ich ustawowej kadencji. Zgodnie z polskim prawem, prezes i wiceprezes sądu mogą zostać odwołani przez Ministra Sprawiedliwości w trakcie kadencji w przypadku rażącego lub uporczywego niewywiązywania się z obowiązków służbowych albo gdy dalsze pełnienie przez nich funkcji w inny sposób nie da się pogodzić z dobrem wymiaru sprawiedliwości.
Jednak w większości przypadków motywem odwołania prezesa lub wiceprezesów sądu przez Ministra Bodnara było to, że zostali oni powołani po reformie z 2017 r. lub udzielili poparcia kandydatowi do zreformowanej Krajowej Rady Sądownictwa (KRS), a w tej sytuacji ich dalsze sprawowanie funkcji jest „nie do pogodzenia z dobrem wymiaru sprawiedliwości”.
Od połowy grudnia do połowy czerwca, zgodnie z informacjami opublikowanymi na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości, Adam Bodnar rozpoczął 79 procedur odwoływania prezesów i wiceprezesów sądów w całym kraju oraz powołał 62 prezesów i 49 wiceprezesów sądów rejonowych, okręgowych i apelacyjnych. W lipcu Bodnar odwołał kilkunastu prezesów i wiceprezesów w samej Warszawie. Co ważne, wiceprezes sądu rejonowego, który nakazał natychmiastowe zwolnienie posła opozycji Marcina Romanowskiego, podał się do dymisji z powodu, jak powiedział, nadmiernej presji politycznej. Romanowski został aresztowany przez prokuratorów Bodnara z naruszeniem jego immunitetu jako członka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Te pozornie motywowane politycznie czystki będą miały poważne konsekwencje nie tylko dla niezależności polskiego sądownictwa, która jest obecnie otwarcie naruszana w imię „wojującej demokracji”, ale także dla zwykłych obywateli. Jednym z przykładów są tysiące spraw dotyczących kredytów hipotecznych, które w przeszłości były udzielane przez banki denominowane we frankach szwajcarskich, co spowodowało, że kwoty do zwrotu zostały zawyżone wraz z późniejszym wzrostem kursu franka do złotego. W większości przypadków polskie sądy, po wyrokach Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, dają satysfakcję klientom, zmuszając banki do zwrotu dużych kwot z tych kredytów. Jednak większość sędziów tzw. wydziału frankowego Sądu Okręgowego w Warszawie została powołana po 2018 roku. Zapowiadane na 6 września „czystki” w sądownictwie to prawdziwy dramat dla wielu osób zrujnowanych przez banki. Kwestionowanie przez rząd legitymacji sędziów sprawi bowiem, że banki nie tylko będą mogły podważać niekorzystne dla nich orzeczenia, domagając się ich uchylenia, ale przede wszystkim czekają nas kolejne lata opóźnień w rozpoznawaniu spraw. To tylko jeden z przykładów, ale podobnie będzie w wielu innych dziedzinach życia i biznesu, co przy okazji z pewnością negatywnie wpłynie na stosowanie prawa unijnego w Polsce (argument często podnoszony przez instytucje unijne w celu ingerencji w wymiar sprawiedliwości w krajach takich jak np.)
Ingerencja polityczna w sądownictwo to nie tylko kij, ale i marchewka. Na przykład bardzo niepokojący jest przypadek katolickiego księdza Michała Olszewskiego, który został aresztowany tuż przed Wielkanocą w skandalicznych warunkach i jest przetrzymywany od ponad pół roku pod bardzo wątpliwymi zarzutami, w sprawie, która wydaje się być motywowana politycznie. Zostało to zrobione na polecenie specjalnego zespołu prokuratorów powołanego przez bezprawnie mianowanego prokuratora krajowego w celu zbadania wykorzystania pieniędzy z tak zwanego Funduszu Sprawiedliwości za poprzedniego rządu. Aby przedłużyć okres tymczasowego aresztowania ks. Olszewskiego po terminie wyznaczonym na koniec sierpnia przez Sąd Apelacyjny w Warszawie, prokurator Bodnar dodał do zarzutów bardzo kuriozalny zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, oparty na fakcie, że według nich ministerstwo sprawiedliwości było rzeczywiście zorganizowaną grupą przestępczą pod rządami Zjednoczonej Prawicy. Ponieważ jego fundacja otrzymała dotację na budowę ośrodka dla ofiar przemocy, ks. Olszewski jest teraz oskarżany o pranie brudnych pieniędzy od zorganizowanej grupy przestępczej. Cóż, sędzia sądu niższej instancji, która przychyliła się do wniosku prokuratury i przedłużyła okres aresztowania ks. Olszewskiego pomimo wcześniejszej decyzji sądu apelacyjnego, sędzia Magdalena Wójcik z warszawskiego sądu okręgowego, została wkrótce potem awansowana na stanowisko prezesa VIII Izby Karnej swojego sądu, który jest największym tego typu sądem w Polsce. Być może był to tylko zbieg okoliczności, ale warto zauważyć, że sąd ten był jednym z tych, których prezes i czterech wiceprezesów zostało zastąpionych przez ministra sprawiedliwości Adama Bodnara w lipcu.
Donald Tusk i inni członkowie jego koalicji otwarcie mówią, że nie uznają legalności Trybunału Konstytucyjnego i dlatego nie będą stosować jego orzeczeń. Szczególnie niepokojące jest to, że tak jawne łamanie naszej konstytucji i zasad państwa prawa w imię „wojującej demokracji” jest otwarcie wspierane przez elity w Brukseli. Jednym z ostatnich przykładów takiego poparcia było to, jak wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. wartości i przejrzystości, Věra Jourova, powiedziała Bodnarowi pod koniec sierpnia, podczas publicznej dyskusji na kampusie Polska Przyszłości zorganizowanym przez Platformę Obywatelską premiera Donalda Tuska, że wykonuje on świetną robotę, próbując naprawić polskie sądownictwo i że ufa mu, ponieważ jest gotowy stracić popularność. W przeszłości Jourova zasłynęła w Komisji Europejskiej z udawania, że broni europejskich wartości
i praworządności w Polsce i na Węgrzech. Teraz widzimy lepiej, co ona i inni członkowie Komisji mieli na myśli mówiąc o europejskich wartościach i praworządności: wartości i rządy jej lewicowo-liberalnego obozu w całej Unii Europejskiej, niezależnie od demokracji
i prawdziwych zasad praworządności.
Bartosz Lewandowski, adwokat (Izba Adwokacka w Warszawie), dr, obrońca Marcina Romanowskiego, na stałe współpracujący również z Instytutem na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris.