Legitymizacja sędziów powołanych przez Radę Państwa PRL z perspektywy demokratycznego państwa prawa

Andrzej Golec

18.09.2025

Przez dekady po upadku komunizmu w Polsce narastał spór o sędziów powołanych jeszcze przez Radę Państwa PRL. Dla wielu obywateli skrzywdzonych w czasach reżimu, obecność sędziów stanu wojennego w sądach III RP była nie do zaakceptowania. Niemoc ludzi „Solidarności” w zablokowaniu wejścia tych sędziów do wymiaru sprawiedliwości wolnej Polski – wynikająca z założenia, że środowisko „samo się oczyści” – odebrała Temidzie szacunek na dekady. Niniejszy artykuł podejmuje krytyczno-transformacyjną analizę formalnej i materialnej legitymizacji sędziów nominowanych w PRL, zestawiając ją ze współczesną oceną ich orzecznictwa i pozycji w wymiarze sprawiedliwości III RP. Rozważamy definicje legitymacji sędziowskiej, orzecznictwo krajowe i europejskie (TSUE, ETPCz), porównujemy polskie doświadczenia z innymi krajami postkomunistycznymi oraz przywołujemy dokumenty Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR) odsłaniające oczekiwania partii wobec sądów. Szczególnej analizie poddano przykład sędziego Józefa Iwulskiego i sędziego Huberta Błaszczyka – dwóch przeciwstawnych biografii ilustrujących dewaluację idei „samooczyszczenia” środowiska.

Legitymacja formalna i materialna sędziów – ujęcie dogmatyczno-prawne

Pojęcie legitymacji sędziowskiej

Legitymacja sędziego oznacza uprawnienie do sprawowania władzy sądowniczej oraz akceptację tej władzy przez prawo i społeczeństwo. Można wyróżnić legitymację formalną – wynikającą z prawidłowego powołania na urząd przez uprawniony organ w zgodzie z obowiązującym prawem – oraz legitymację materialną, obejmującą rzeczywistą niezawisłość, bezstronność i autorytet moralny sędziego w demokratycznym państwie prawa. Innymi słowy, formalna legitymacja odpowiada pytaniu, czy dany sędzia został ważnie ustanowiony (i „sąd ustanowiony ustawą”tribunal established by law – w rozumieniu art. 6 ust. 1 EKPCz), zaś materialna – czy spełnia standardy niezależności i bezstronności, tak by obywatele mieli zaufanie do jego orzeczeń.

W polskim porządku prawnym Konstytucja RP stanowi, że sędziowie są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom (art. 178 ust.1). Warunkiem sine qua non legitymacji formalnej jest zatem powołanie sędziego przez uprawniony organ – od 1990 r. Prezydenta RP na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa – zaś legitymacja materialna wymaga, aby podczas tego powołania i w całej służbie sędzia dawał rękojmię niezawisłości oraz przestrzegania wartości demokratycznego państwa prawnego. Problem w tym, że sędziowie mianowani w okresie niedemokratycznym (PRL) wprawdzie uzyskali formalną nominację od ówczesnego organu (Rady Państwa), lecz w opinii części społeczeństwa brak im było materialnej legitymacji w nowych realiach III RP z uwagi na ich uwikłanie w system autorytarny. „Jeżeli ktoś służył niedemokratycznemu reżimowi, to nie powinien służyć w demokratycznym państwie polskim. Sama przynależność do PZPR powinna przekreślać możliwość orzekania po 1989 roku. Człowiek wydający wyrok musi być nieskazitelny” – twierdził np. sędzia Adam Tomczyński (zasiadał w byłej Izbie  Dyscyplinarnej SN) w kontekście rozliczeń z sędziami PRL. Takie stanowisko prezentowało również kierownictwo Ministerstwa Sprawiedliwości w latach 2017–2022, próbując delegitymizować „starych” sędziów Sądu Najwyższego poprzez podkreślanie ich peerelowskich nominacji. Wiceminister Sebastian Kaleta publicznie mówił o prezesie SN Dariuszu Zawistowskim: „Pan sędzia… został powołany przez Radę Państwa PRL. Jego działania są bezprawne i kuriozalne”, sugerując, że według kryteriów sformułowanych przez Trybunał Sprawiedliwości UE dotyczącym niezależności KRS i sędziów, równie dobrze można by podważać mandat sędziów nominowanych przez organ polityczny PRL. Argument ten bywa jednak oceniany jako nietrafny i ahistoryczny – TSUE badał bowiem całokształt okoliczności powołań w latach 2018–2020 (zakwestionowany skład KRS, rzekomy brak niezależności nowo utworzonych izb SN, późniejsze “zachowania” tych organów), zaś sytuacja nominacji w latach 80. i ich instytucjonalne usankcjonowanie po 1989 r. miały odmienny charakter. Mimo to, w dyskursie publicznym w Polsce wciąż ścierają się dwie narracje: jedna podkreśla ciągłość prawną i formalną ważność powołań sędziowskich sprzed 1989 r., druga – wskazuje na swoistą wadę moralno-legitymacyjną, argumentując, że sędzia dawnego systemu nie zdobył społecznego mandatu w nowym, demokratycznym ustroju.

Standardy europejskie

Orzecznictwo europejskich trybunałów dostarcza istotnych wskazówek co do rozumienia wymogu sądu ustanowionego zgodnie z prawem oraz niezależności sądownictwa. Europejski Trybunał Praw Człowieka w głośnym wyroku Xero Flor przeciwko Polsce (2021) stwierdził naruszenie art. 6 ust. 1 EKPC, uznając, że Trybunał Konstytucyjny z udziałem osoby wybranej na zajęte już wcześniej miejsce nie był „sądem ustanowionym ustawą”. Innymi słowy, nawet pojedyncza nieprawidłowość w procedurze nominacyjnej może podważać formalną legitymację orzeczniczą sądu. Z kolei Trybunał Sprawiedliwości UE w wyroku z 19 listopada 2019 r. (sprawy połączone C-585/18, C-624/18, C-625/18) podał kryteria oceny niezależności nowej Izby Dyscyplinarnej SN i nowej KRS – wprost wiążąc proces powołania sędziów z wymogami niezawisłości. TSUE nakazał sądom krajowym zbadać m.in., czy organ nominujący sędziego zapewnia niezależność od władzy wykonawczej i ustawodawczej, czy procedura nominacyjna jest transparentna i wolna od politycznych nacisków, a także czy sam nominowany zachowuje się w sposób niezawisły po powołaniu. Ten kierunek orzeczniczy wskazuje, że legitymacja materialna sędziego jest nierozerwalnie związana z postrzeganiem jego niezależności zarówno ex ante (w chwili powołania), jak i ex post (w trakcie orzekania). W kontekście sędziów nominowanych w PRL powstaje zatem pytanie: czy fakt ich powołania przez organ polityczny jednopartyjnego państwa, podporządkowanego PZPR, oraz ewentualne zaangażowanie w wydawanie wyroków motywowanych politycznie, nie ciąży na społecznym odbiorze ich niezawisłości po 1989 roku?

Z drugiej strony, warto podkreślić, że Polska (inaczej niż np. Czechy) nie wprowadziła zakazu orzekania dla członków dawnej partii komunistycznej lub funkcjonariuszy reżimu. Radykalne poglądy – jak ten cytowany wyżej, że sama przynależność do PZPR powinna wykluczać z zawodu sędziego – nie znalazły odzwierciedlenia w ustawodawstwie. Co więcej, już na początku transformacji uznano, że nastąpiło przeniesienie statusu sędziego z PRL do III RP (po spełnieniu pewnych wymogów formalnych, jak złożenie nowej roty ślubowania). Założono, że sędziowie ci dostosują się do nowych realiów i zasad – co właśnie określono mianem samooczyszczenia. Jak zobaczymy poniżej, założenie to okazało się problematyczne, a tryb transformacji polskiego sądownictwa kontrastuje z doświadczeniami niektórych państw regionu, które zdecydowały się na głęboką weryfikację kadr sędziowskich.

Legitymacja formalna sędziów nominowanych przez Radę Państwa PRL jest w sensie prawnym bezdyskusyjna – zostali powołani przez organ uprawniony na gruncie ówczesnego prawa, a III RP uznała w 1990 r. ciągłość tych powołań z mocą ex tunc. Natomiast legitymacja materialna tych sędziów budzi kontrowersje, gdyż część z nich czynnie wspierała aparat represji (poprzez wydawanie wyroków na opozycjonistów), a niemal wszyscy funkcjonowali w ramach wymiaru sprawiedliwości zaprzeczającego monteskiuszowskiemu trójpodziałowi władzy. Z perspektywy obywateli państwa demokratycznego trudno zaakceptować, by sędzia, który w przeszłości łamał fundamentalne prawa i wolności na zlecenie partii komunistycznej, nadal sprawował wymiar sprawiedliwości. Z drugiej strony, równie problematyczna byłaby zbiorowa odpowiedzialność i automatyczne wykluczenie wszystkich „starych” sędziów, niezależnie od ich indywidualnych postaw i decyzji. W dalszych częściach przeanalizujemy tło historyczne i polityczne tej kwestii, aby ocenić, na ile realne było samooczyszczenie środowiska sędziowskiego, jakie działania (lub ich zaniechanie) podjęto w latach 1989–90 oraz jak radziły sobie z tym problemem inne państwa postkomunistyczne.

Wymiar sprawiedliwości PRL pod dyktatem partii (1944–1989)

Podporządkowanie sądów PZPR

W Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej sądownictwo pozbawiono niezależności, podporządkowując je zarówno formalnie, jak i faktycznie kierownictwu politycznemu. Już w pierwszych latach po II wojnie światowej komuniści zlikwidowali przedwojenne gwarancje niezawisłości sędziowskiej i dokonali gruntownej wymiany kadr. Dekret KRN z 22 stycznia 1946 r. dopuścił do mianowania na stanowiska sędziów osoby dające „polityczną rękojmię” – nawet bez wymaganego wykształcenia prawniczego czy praktyki – jeśli tak zdecydował Minister Sprawiedliwości. Tym samym do sądów trafiały osoby rekomendowane przez PPR/PZPR, często bez kwalifikacji, ale lojalne wobec nowego ustroju. W 1950 r. przeprowadzono reformę znoszącą niezależność sądownictwa: wprowadzono trójstopniowy system sądów (rejonowe, wojewódzkie i Sąd Najwyższy), zlikwidowano przedwojenne sądy administracyjne i przekazano polityce kadrowej sądów w ręce władzy wykonawczej. Konstytucja PRL z 22 lipca 1952 r. wprawdzie deklarowała zasadę wyboru i niezawisłości sędziów, lecz były to puste zapisy – w praktyce PZPR całkowicie kontrolowała powołania i przebieg służby sędziów, sprzecznie z konstytucyjnymi zasadami.

W samej strukturze PZPR istniała rozbudowana „nomenklatura kadrowa” – listy stanowisk, na których obsadzenie wymagana była zgoda odpowiednich komitetów partii. Dotyczyło to także wymiaru sprawiedliwości. Najwyższe stanowiska sądowe (pierwszy prezes SN, prezesi Sądu Najwyższego, prezesi sądów wojewódzkich, wyżsi funkcjonariusze Ministerstwa Sprawiedliwości) były objęte nomenklaturą Komitetu Centralnego PZPR lub jego Biura Politycznego. Stanowiska średniego szczebla (prezesi sądów rejonowych, wiceprezesi sądów wojewódzkich itp.) należały do nomenklatury komitetów wojewódzkich. Żadna istotna decyzja kadrowa dotycząca sędziów nie zapadała bez uprzedniej akceptacji PZPR – nawet jeśli formalnie nominacji dokonywała Rada Państwa czy minister, realnie „wykonywali oni decyzje partyjne, i z ich wykonania byli rozliczani”. Praktyką było uzgadnianie każdego wniosku o mianowanie asesora czy awans sędziego z właściwym komitetem partii; nawet wewnątrz sądów kandydatury opiniowały działające tam Podstawowe Organizacje Partyjne (POP PZPR).

Partyjną kontrolę nad sądami sprawował specjalny organ PZPR – Wydział Administracyjny KC (oraz analogiczne wydziały w komitetach wojewódzkich). Zgodnie z zakresem działania, Wydział ten odpowiadał za „sprawowanie politycznego nadzoru nad realizacją zadań programowych przez resorty i instytucje w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości, porządku i bezpieczeństwa publicznego”. Do jego zadań należało m.in. „udzielanie politycznej i partyjnej pomocy kierownictwu resortów… analizowanie prawidłowości realizacji przez nie zadań politycznych i programowych; uogólnianie wyników analiz dla precyzowania odpowiednich wniosków i postulatów; wyrażanie opinii i informacji problemowych o sytuacji w nadzorowanych jednostkach; opracowywanie dla Biura Politycznego wniosków wymagających decyzji; realizowanie zadań wynikających z uchwał Biura Politycznego w sprawie dalszego doskonalenia polityki kadrowej i podnoszenia poziomu… kwalifikacji zawodowych” – jak głosił jeden z dokumentów KC. Innymi słowy, partia nie tylko decydowała o nominacjach, lecz także monitorowała orzecznictwo i podejmowała interwencje, gdy uznała to za potrzebne.

Kontrola orzecznictwa i „telefoniczne prawo”

PZPR rościła sobie prawo do wpływania na rozstrzygnięcia spraw sądowych, zwłaszcza o znaczeniu politycznym. Najwyższe instancje partyjne wprost podejmowały decyzje co do wyroków w sprawach kluczowych dla władzy. Ówczesna praktyka doczekała się określenia „telefonicznego prawa”: towarzysze z KC lub KW potrafili dzwonić do sędziów z sugestiami co do treści orzeczeń. „Bywa, że władze traktują proces jako prestiżowy. Mają swój interes w wyroku skazującym. Usiłują wtedy wpłynąć na sąd. Sugerują wyrok. Dają do zrozumienia, że im zależy. Czasem delikatnie… czasem mówią wprost. Są na przykład telefony z Komitetu: Czy będzie wyrok w tej sprawie? Chodzi oczywiście o wyrok skazujący” – wspominał sędzia Wojciech Kubisa, orzekający w Sądzie Wojewódzkim w Dąbrowie Górniczej. Tego typu naciski były codziennością zwłaszcza w stanie wojennym i tuż po nim, gdy władze chciały mieć pewność surowego karania opozycji.

Co więcej, prawo PRL przewidywało szczególne instrumenty „sterowania” linią orzeczniczą. Sąd Najwyższy mógł uchwalać wytyczne wymiaru sprawiedliwości i praktyki sądowej – wiążące wszystkie sądy wskazówki interpretacyjne. Zamiast służyć ujednoliceniu orzecznictwa w granicach prawa, często wytyczne te miały charakter politycznych dyrektyw zaostrzających represyjność wymiaru sprawiedliwości. Na przykład w wytycznych SN określano „podstawowe zasady i kryteria orzekania poszczególnych rodzajów kar” i zalecano wymierzanie surowszych sankcji, ograniczając możliwość uwzględniania okoliczności łagodzących. Uchybienie wytycznym mogło stanowić podstawę uchylenia wyroku przez SN, co skutecznie dyscyplinowało sędziów pierwszej instancji. W praktyce wytyczne redagowano w Ministerstwie Sprawiedliwości lub Prokuraturze Generalnej, zatwierdzano politycznie, a SN jedynie formalnie je ogłaszał. Były one zatem narzędziem władzy ustawodawczo-wykonawczej do pozaprawnego kierowania orzecznictwem. Nawet w prasie prawniczej lat 70. pojawiały się głosy krytyczne wskazujące, że „wytyczne SN” to element systemu sterowania polityką karną niedopuszczający możliwości odchyleń”. Sędziowie o niezależnych poglądach i adwokaci postrzegali je jako sprzeczne z zasadą niezawisłości, jednak oficjalna doktryna socjalistyczna broniła tej instytucji aż do schyłku PRL.

Rola sędziów-„funkcjonariuszy”

W systemie autorytarnym sędziowie mieli być raczej urzędnikami wiernie realizującymi politykę partii, niż niezawisłymi arbitrów prawa. W okresie stalinowskim wielu sędziów uczestniczyło w pokazowych procesach politycznych, ferując drakońskie wyroki (łącznie z karą śmierci) na przeciwnikach reżimu – za co część z nich została po latach uznana za winnych zbrodni sądowych. W czasie odwilży 1956 r. tylko nielicznych pociągnięto do odpowiedzialności. W kolejnych dekadach sędziowie wciąż ślubowali „stać na straży ustroju Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i własności społecznej”, a Rada Państwa mogła ich odwołać w każdej chwili przed upływem kadencji. Nadzwyczajna procedura usuwania sędziów za „brak rękojmi należytego wykonywania obowiązków” (niezdefiniowany ustawowo) stanowiła straszak na niepokornych. W praktyce sięgano po nią zwłaszcza po 1981 r. – gdy część sędziów zaangażowała się w reformatorskie ruchy solidarnościowe.

Sędziowie wobec „Solidarności” i represje stanu wojennego

Lata 1980–1981 były niezwykłym okresem przebudzenia również w środowisku prawniczym. W czasie karnawału „Solidarności” nawet podporządkowane dotąd sądownictwo pokazało inną twarz: około 2 tysięcy sędziów i prokuratorów (szacuje się, że ok. 15% wszystkich) wstąpiło do Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości (NSZZ PWS). Domagali się oni m.in. gwarancji niezawisłości, poprawy warunków pracy i uniezależnienia sądów od nacisków administracyjnych. Władze partyjne postrzegały te ruchy z niepokojem. Po wprowadzeniu stanu wojennego (13 grudnia 1981) postanowiono rozprawić się z „niepokornymi” sędziami. Każdy sędzia musiał podpisać tzw. deklarację lojalności (wyrzeczenia się działalności związkowej i akceptacji stanu wojennego). Odmowa oznaczała narażenie się na konsekwencje służbowe. Z dokumentów MS i KC wynika, że około 630 sędziów nie podpisało takich deklaracji lub jawnie sympatyzowało z „Solidarnością” mimo jej delegalizacji. Ówczesny minister sprawiedliwości (Jerzy Bafia, a od 1983 Sylwester Zawadzki) wraz z partyjną Komisją Prawa i Praworządności KC PZPR przygotowali plan czystki w sądach. Już do lutego 1982 r. zidentyfikowano grupę sędziów przewidzianych do usunięcia – do końca lutego 1982 zwolniono z urzędu co najmniej 14 sędziów sądów powszechnych (w tym z Warszawy, Gdańska, Białegostoku, Krakowa, Łodzi, Poznania, Wyszkowa – nazwiska m.in. Danuta Nowak, Janusz Lewkowicz, Janina Chimiak, Włodzimierz Olszewski, Janusz Kopiec, Wojciech Jakubowski, Aldona Rudnicka) oraz wydalono ze służby 1 asesora. Ponadto zwolniono 5 asesorów i odwołano 9 prezesów/wiceprezesów sądów powszechnych. W kolejnych miesiącach liczba wniosków o odwołanie sędziów wzrosła – część sędziów sama złożyła wymuszone rezygnacje. Kierownictwo resortu postulowało następnie przejście od „doraźnych działań kadrowych” do systemowej „weryfikacji sędziów”. W ramach tej weryfikacji planowano masowe zwolnienia – szczególnie wszystkich tych, „którzy nie zgodzili się podpisać deklaracji lojalnościowych i zerwać z ‘Solidarnością’”. Ostatecznie, według dostępnych danych, w latach 1982–1985 usunięto z sądownictwa ok. 70–80 sędziów, kilku kolejnych zdegradowano lub przeniesiono na odległe stanowiska. Dla porównania – w prokuraturze represje były nawet szersze, obejmując około 1/3 prokuratorów niższego szczebla (przenoszono ich na inne stanowiska lub zmuszano do odejścia).

Warszawa, 1982 – rozprawa przed sądem wojskowym przeciwko działaczom opozycyjnego wydawnictwa podziemnego. Wprowadzenie stanu wojennego oznaczało całkowite podporządkowanie sądów polityce władz PRL. Wielu sędziów – jak na zdjęciu – brało udział w wydawaniu wyroków skazujących za działalność niepodległościową (na ścianie wisi godło PRL bez korony)rp.pl.

Same sądy podczas stanu wojennego orzekały zgodnie z oczekiwaniami władz: tworzono doraźne, przyspieszone składy orzekające, zaostrzone przepisy karne (dekret o stanie wojennym) stosowano z pełną surowością. Zapadło ok. 3 tysiące wyroków skazujących za działalność polityczną w latach 1981–1983, w tym także wyroki wieloletniego więzienia za kolportaż ulotek, strajki czy udział w manifestacjach. Nierzadko skazywano ludzi za czyny, które nawet według ówczesnego prawa nie były przestępstwem – co po latach potwierdził Sąd Najwyższy, uniewinniając tych opozycjonistów w trybie rewizji nadzwyczajnej. Były to sytuacje państwowego bezprawia, gdy sędziowie świadomie łamali prawo, byle wykonać wolę partii. PZPR doceniała lojalnych sędziów: wielu z nich otrzymywało nagrody państwowe (Krzyże Zasługi itp.), stanowiska kierownicze, a po 1989 r. – paradoksalnie – awanse do Sądu Najwyższego czy innych instytucji (przykłady w kolejnych rozdziałach). Tych zaś, którzy w stanie wojennym odmówili uległości, spotkały szykany i wykluczenie z zawodu.

Dokumenty PZPR o sądownictwie – oczekiwania partii i wytyczne dla sędziów

Analiza archiwów PZPR (protokołów Biura Politycznego, notatek Wydziału Administracyjnego, uchwał kierownictwa partii) pozwala lepiej zrozumieć, jak władze komunistyczne postrzegały wymiar sprawiedliwości i jakich zachowań oczekiwały od sędziów. W poniższym rozdziale przytaczamy kluczowe przykłady takich dokumentów z lat 1980–1985 – okresu największych napięć (kryzys solidarnościowy, stan wojenny, „dokręcanie śruby” w latach 1983–85).

Notatka Wydziału Administracyjnego KC z 7 stycznia 1982 r. – dokument sporządzony tuż po wprowadzeniu stanu wojennego, zatytułowany „W sprawie zadań do wykonania w okresie stanu wojennego”. Zarysowano w nim priorytety: bezzwłoczne podporządkowanie sądów wojskowych i powszechnych rygorom stanu wojennego, surowe karanie przejawów oporu oraz „oczyszczenie wymiaru sprawiedliwości z elementów wrogich”. Dokument ten wyliczał środki: m.in. powołanie komisji do weryfikacji kadr sędziowskich, przegląd spraw w toku pod kątem ich znaczenia politycznego, zapewnienie „jednolitości orzecznictwa” poprzez szybkie wydanie nowych wytycznych SN (co nastąpiło – już 9 stycznia 1982 SN wydał wytyczne ws. stosowania dekretu o stanie wojennym). Z notatki wynikało, że partia oczekuje od sędziów pełnej lojalności: „W warunkach stanu wojennego sędzia ma stać się funkcjonariuszem państwa, orężem walki z kontrrewolucją” – tak obrazowo ujęto nową rolę. Sugerowano odsunięcie od orzekania osób choćby potencjalnie nielojalnych (stąd wspomniane już deklaracje lojalności).

„Ocena sytuacji społeczno-politycznej w wymiarze sprawiedliwości” (luty 1982, MS dla BP KC). Był to obszerny raport ministra sprawiedliwości dla Biura Politycznego, omawiający m.in. nastroje wśród sędziów po 13 grudnia. Zawierał on dane statystyczne: ilu sędziów nie podpisało lojalki (wspomniane ~630 osób), ilu zdjęto z stanowisk do lutego 1982 (wówczas 10 sędziów i 3 asesorów), ilu jeszcze planuje się zwolnić itd. Raport ten wyrażał obawy władz, że „w środowisku sędziowskim działają wciąż elementy zarażone solidarnościowym radykalizmem”. Przewidywano, że pewna grupa sędziów może próbować sabotować surowość represji (np. poprzez łagodniejsze wyroki lub uchylanie aresztów). Raport przywoływał konkretny incydent: w czerwcu 1981 warszawski Sąd Wojewódzki zwolnił z aresztu tymczasowego aresztowanych przywódców KPN (m.in. Leszka Moczulskiego) – decyzję tę krytykowali członkowie Biura Politycznego już wtedy, przed stanem wojennym. Po ogłoszeniu stanu wojennego ponownie pojawił się problem: w czerwcu 1982 sąd uznał, że Moczulski może odpowiadać z wolnej stopy, co wywołało “głębokie niezadowolenie” I sekretarza KC Stanisława Kani. Kania interweniował – i, jak zanotowano, „zareagowaliśmy – zmieniony został minister [sprawiedliwości] i komplet sędziowski prowadzący tę sprawę”. W efekcie SN nakazał ponowne aresztowanie Moczulskiego. Ten przykład posłużył w raporcie za uzasadnienie czystek kadrowych: „nawet w najwyższych instancjach są sądy, które nie gwarantują realizacji linii stanu wojennego, stąd konieczne są dalsze działania personalne”. Biuro Polityczne przyjęło te argumenty i dało zielone światło do kontynuacji weryfikacji.

Protokoły Komisji Prawa i Praworządności KC (1982–85). Komisja ta (powołana w sierpniu 1981, początkowo by nadzorować reformy, później de facto główny instrument kontroli) odbywała regularne posiedzenia, na których analizowano orzecznictwo sądów. Przykładowo, protokół z 27 lutego 1984 r. notuje dyskusję o “dokonanych procesach karnych w okresie stanu wojennego i po jego zawieszeniu”. Odnotowano niezadowolenie niektórych członków komisji, że sądy zbyt wcześnie łagodzą wyroki i że “nie wyciągnięto pełnych konsekwencji wobec części sędziów pobłażliwie traktujących elementy antysocjalistyczne”. W notatce z posiedzenia KPiP 13 grudnia 1982 r. (dokładnie rok po wprowadzeniu stanu wojennego) zapisano wytyczne, by Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało nowelizację kodeksu karnego zaostrzającą kary za „przestępstwa przeciw państwu” oraz aby przyjrzeć się pracy sędziów pod kątem awansów: “awansować tylko tych, którzy w pełni popierają politykę partii”.

Dokumenty dot. sądownictwa w materiałach PZPR z lat 80. można podsumować następująco: partia stawiała na “spolegliwość polityczną” kadr sądowych ponad ich kompetencje merytoryczne. W ocenie władz PRL dobry sędzia to taki, który “wydaje wyroki zgodne z wytycznymi partii”, stoi na straży “zdobyczy socjalizmu”, jest aktywnym członkiem PZPR lub stronnictw sojuszniczych. Przykładowo, w 1984 r. zmieniono ustawę o SN wpisując do art. 1 zadania, że „Sąd Najwyższy stoi na straży politycznego i społeczno-gospodarczego ustroju PRL, ochrania zdobycze ludu pracującego, własność społeczną…”. Było to oficjalne prawne potwierdzenie politycznej roli SN. W 1985 r. Biuro Polityczne zatwierdziło też nową ustawę o prokuraturze, wzmacniającą nadzór prokuratora generalnego (członka rządu) nad sądami w zakresie ścigania. Ostatnie lata PRL (1986–1989, tzw. epoka “pieriestrojki”) przyniosły pewne złagodzenie retoryki – w dokumentach partyjnych zaczęły pojawiać się hasła “praworządności socjalistycznej”, krytyka nadużyć stanu wojennego (np. w 1986 r. w ramach amnestii starano się zatarć wrażenie nadmiernej surowości sądów). Niemniej aż do końca istnienia PZPR (styczeń 1990) nie nastąpiła żadna realna rehabilitacja usuniętych sędziów czy potępienie tych, którzy wydawali niesprawiedliwe wyroki. Wręcz odwrotnie – tuż przed rozwiązaniem partii, jeszcze w grudniu 1989 r., wewnętrzne oceny KC tonowały nastroje twierdząc, iż „wymiar sprawiedliwości wymaga spokoju i ciągłości pracy kadr w obliczu trudnych reform”, co odczytano jako sygnał, by nie dopuścić do rewanżu “Solidarności” na sędziach.

Ten historyczny bagaż obciążał dorobek wielu sędziów, którzy kontynuowali kariery w III RP. Świadomość tych faktów – obecna zarówno wśród samych sędziów, jak i społeczeństwa – musiała rzutować na wzajemne relacje i poziom zaufania.

Reasumując,  dokumenty PZPR jasno pokazują, że sądownictwo w PRL było integralną częścią aparatu państwowego podporządkowanego “wiodącej sile narodu”, zaś  sędziowie w realiach socjalistycznego państwa  mieli pełnić funkcję służebną wobec partii.Sędziowie stali się – w dużej części – trybikami systemu, który miał bardzo mało wspólnego z tradycyjnym modelem niezawisłej władzy sądowniczej. Wszelkie przejawy niezależności były tłumione, a oczekiwania formułowane w kategoriach politycznych (np. „zaostrzyć kurs”, „eliminować odchylenia liberalne w sądach”, „ukarać sabotażystów wymiaru sprawiedliwości”)Na tym tle wyłamywały się jednostki – sędziowie tacy jak Grzegorz Długi, Andrzej Jacko czy Hubert Błaszczyk , którzy próbowali dochować wierności sumieniu i prawu, za co reżim surowo ich ukarał. Jednak były to wyjątki potwierdzające regułę. Ogół środowiska sędziowskiego w PRL podporządkował się dyrektywie partyjnej, działając „w oparciu o przekonanie o słuszności linii partii” W 1989 r., gdy upadł komunizm, ci sami ludzie w zdecydowanej większości nadal zajmowali stanowiska sędziowskie. Powstało pytanie: co z nimi począć w nowym demokratycznym państwie?

Transformacja 1989/90: czy nastąpiło „samooczyszczenie” polskiego sądownictwa?

Umowy Okrągłego Stołu a kwestia sądów. Przemiany polityczne zapoczątkowane w 1989 r. (obrady Okrągłego Stołu luty–kwiecień 1989, częściowo wolne wybory czerwcowe, powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego we wrześniu 1989) skoncentrowały się na reformach ustrojowych, przywróceniu swobód obywatelskich i przekształceniach gospodarczych. Kwestia rozliczeń personalnych z ludźmi ancien régime’u – w tym z sędziami – zeszła na dalszy plan w imię pokojowego przekazania władzy i ciągłości instytucjonalnej. W ramach porozumień Okrągłego Stołu nie przewidziano żadnej radykalnej czystki w wymiarze sprawiedliwości. Zdecydowano jedynie o powołaniu nowego organu – Krajowej Rady Sądownictwa – mającego stać na straży niezawisłości i opiniować nominacje sędziowskie. Co istotne, pierwszą KRS (ustawa z grudnia 1989, działanie od lutego 1990) zdominowali sędziowie wywodzący się jeszcze z czasów PRL. Przy KRS działała komisja do spraw kandydatur – pojawiła się idea, by do sądów wyższych instancji dopuścić również osoby spoza dotychczasowej hierarchii (np. adwokatów).

Zmiany instytucjonalne w 1990 r. Na mocy noweli ustawowej z grudnia 1989 zniesiono Sąd Najwyższy PRL z dniem 31 grudnia 1989. Ustawą konstytucyjną skrócono kadencję wszystkich sędziów SN poprzedniej (VI) kadencji do 30 czerwca 1990. Było to bezprecedensowe posunięcie – oznaczało de facto przedterminowe odwołanie całego składu SN. Zarazem utworzono od podstaw nowy Sąd Najwyższy III RP. Prezydent Wojciech Jaruzelski (formalnie nadal urzędujący jako głowa państwa do grudnia 1990 na mocy porozumień Okrągłego Stołu) powołał 4 czerwca 1990 r. nowych sędziów SN na wniosek KRS. Krajowa Rada Sądownictwa przeprowadziła swoistą „kwalifikację” kandydatów: zgłoszono łącznie 163 kandydatury, z czego 106 stanowili sędziowie dawnego SN (VI kadencji) ubiegający się o ponowne powołanie. Spośród nich KRS pozytywnie zarekomendowała 22 osoby – czyli około 1/5 – i tyleż trafiło ponownie do SN Pozostali członkowie poprzedniego SN przeszli w stan spoczynku z dniem 1 lipca 1990. Nowy skład Sądu Najwyższego utworzono w liczbie 57 sędziów (rozmieszczonych w 4 izbach: Cywilnej, Karnej, Administracyjnej oraz Wojskowej).

Jakie były kryteria doboru tych osób? Oficjalnie – kwalifikacje i rękojmia niezawisłości. W praktyce, do nowego SN weszło 22 sędziów z poprzedniego składu (38% całej obsady). „Wśród nowo powołanych sędziów wielu było aktywnymi członkami partii komunistycznej” – stwierdza wprost opracowanie historyczne SN. Czyli pomimo rewolucyjnej wymiany częściowej, nadal znaczną grupę stanowili sędziowie o rodowodzie PZPR. Z drugiej strony, do SN wprowadzono też kilku adwokatów (prawników spoza dawnego aparatu) oraz – co ważne – przywrócono do orzekania dwóch sędziów usuniętych w stanie wojennym: Stanisława Rudnickiego i Tomasza Majewskiego. Był to symboliczny gest rehabilitacji skrzywdzonych uczciwych sędziów. Stanisław Rudnicki został nawet powołany prezesem SN kierującym Izbą Cywilną. Pierwszym Prezesem SN wybrano (uchwałą Sejmu RP z 22 czerwca 1990) prof. Adama Strzembosza – byłego działacza „Solidarności” w resorcie sprawiedliwości, który w latach 1989–90 pełnił funkcję wiceministra. Strzembosz objął urząd 1 lipca 1990. Jego nominacja miała wymiar symbolu przełomu pokoleniowego i wartościowego na szczycie sądownictwa.

Poziom sądów powszechnych i wojskowych nie został poddany aż tak radykalnej reorganizacji. Nie przeprowadzono powszechnej weryfikacji wszystkich sędziów i asesorów. Każdy sędzia PRL musiał co prawda złożyć nową przysięgę według roty odwołującej się do Konstytucji RP (pozbawionej już frazesów o „własności społecznej” i „sojuszu z ZSRR”). Odmowa złożenia ślubowania byłaby równoznaczna z zrzeczeniem się urzędu sędziego – jednak faktycznie takich odmów prawie nie odnotowano. Większość sędziów ochoczo złożyła przysięgę na wierność demokratycznemu państwu, nawet jeśli jeszcze rok wcześniej ślubowała strzec władzy ludowej. W ten sposób zachowano ciągłość personalną w sądach rejonowych i okręgowych.

Mimo braku formalnej weryfikacji, pewne odejścia nastąpiły: część starszych sędziów przeszła na emerytury (zwłaszcza gdy obniżono wiek uprawniający do stanu spoczynku, np. wiele kobiet-sędziów zakończyło kariery w 1990 r.). Kilkunastu sędziów zaangażowanych w najbardziej skandaliczne procesy polityczne (jak sędziowie, którzy w 1982 r. skazali Ewę Kubasiewicz na 10 lat więzienia – najsurowszy wyrok stanu wojennego – czy ci, którzy skazywali górników z „Wujka”) zrezygnowało z orzekania pod presją opinii publicznej lub nie przeszło do nowego sądownictwa. Jednak zdecydowana większość kadr orzekała dalej. Według danych podanych przez prezydenta Andrzeja Dudę w 2019 r., ok. 10% sędziów w sądach powszechnych wciąż zaczynało kariery przed 1989. W Sądzie Najwyższym (stan na 2019) „co najmniej 36 sędziów SN” rozpoczynało orzekanie w PRL. Spośród ówczesnych ok. 100 sędziów SN – trzech orzekało w sprawach politycznych stanu wojennego (choć wówczas w sądach niższych instancji lub wojskowych). W obecnym składzie SN (2025) nie ma już nikogo, kto zasiadał w SN przed 1990, lecz nadal są osoby, które były w PZPR lub wydawały wyroki w imieniu PRL w sądach niższych szczebli (zanim awansowały do SN w III RP).

Koncepcja „samooczyszczenia”. Architektem podejścia zakładającego brak zewnętrznej czystki wśród sędziów był m.in. właśnie prof. Adam Strzembosz. Jego słynna wypowiedź z początku lat 90. głosiła przekonanie, że środowisko sędziowskie samo dokona oczyszczenia znacznie skuteczniej niż gdyby zrobił to ktoś z zewnątrz. Strzembosz argumentował, że sędziowie III RP odetną się od praktyk z PRL, w naturalny sposób eliminując jednostki niegodne urzędu (choćby poprzez nietolerowanie nadużyć czy potępienie uwikłanych w represje). Z perspektywy lat wielu ocenia to stanowisko jako nazbyt optymistyczne lub naiwne. Sam Strzembosz w wywiadach podkreśla, że nie żałuje tego zaniechania lustracji sędziów – uważa, iż dramatyczny niedobór kadr na początku lat 90. (masowy odpływ do lepiej płatnych zawodów prawniczych) sprawił, że próba wyrugowania jeszcze kolejnych kilkuset sędziów sparaliżowałaby wymiar sprawiedliwości. Poza tym – jak wskazuje – wielu sędziów uległych wobec władzy PRL w nowych warunkach pracowało już bez politycznych nacisków i dobrze służyło państwu prawa. Krytycy ripostują jednak, że brak choćby symbolicznego rozliczenia sędziów, którzy sprzeniewierzyli się niezawisłości, podkopał moralny autorytet sądów. „Wejście sędziów stanu wojennego do sądów III RP… odebrało szacunek Temidzie na dekady” – pisze Tomasz Pietryga, wskazując, że obywatele widząc na sali sądowej tego samego człowieka, który kiedyś skazał ich kolegę za ulotki, tracili zaufanie do wymiaru sprawiedliwości wolnej Polski.

Czy polskie sądownictwo rzeczywiście się oczyściło? Z jednej strony, nastąpiła wymiana pokoleniowa – już w latach 90. do zawodu napłynęło wielu młodych sędziów nieobciążonych PRL (co ułatwiło powołanie dużej liczby nowych etatów sędziowskich związanych z reformą wprowadzenia dwuinstancyjności w 1990 r. – utworzenie sądów apelacyjnych). Z drugiej strony, najwyższe stanowiska w sądach długo zajmowały osoby z peerelowską przeszłością. Pierwszy skład KRS (1990) obejmował m.in. sędziego SN Henryka Goryszewskiego – członka PZPR od lat 50. i szefa sądu wojskowego w latach 80. Prezesi sądów apelacyjnych, okręgowych – w ogromnej większości to również byli członkowie partii (co samo w sobie nie dowodzi braku profesjonalizmu, ale pokazuje brak zerwania instytucjonalnego). W Sądzie Najwyższym w latach 90. i 2000. zasiadało kilkudziesięciu sędziów, którzy byli w PZPR, a niektórzy uczestniczyli w politycznych procesach. Paradoksalnie, to właśnie w III RP zostali oni najmocniej uhonorowani zawodowo (awans do najwyższej instancji). Przykład: Anna Owczarek – w PRL partyjna działaczka w sądzie w Kaliszu, delegowana w stanie wojennym do Ministerstwa Sprawiedliwości celem nadzorowania czy wyroki są zgodne z wytycznymi partii – w 2012 r. mianowana sędzią Sądu Najwyższego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Podobnych przypadków jest więcej.

Podsumowując, polski model transformacji sądownictwa cechował się ewolucją zamiast rewolucji. Zapewniono ciągłość instytucjonalną i minimum zmiany personalnej na górze (SN), licząc, że nowy ustrój i mechanizmy (KRS, przysięga, niezależne stowarzyszenia sędziowskie jak Iustitia zał. w 1990) wystarczą, by sędziowie porzucili dawne nawyki. Taka ścieżka różniła się od podejścia niektórych sąsiadów, o czym poniżej.

Lustracja i weryfikacja sędziów w krajach postkomunistycznych – zarys porównawczy

Niemcy Wschodnie (NRD). Najbardziej rygorystyczną transformację kadr sądowniczych przeprowadzono we wschodnich landach zjednoczonych Niemiec. Jeszcze przed zjednoczeniem, ostatnia izba parlamentu NRD (Volkskammer) uchwaliła powołanie specjalnych komisji do spraw powoływania sędziów i prokuratorów w nowych realiach. Na mocy Traktatu Zjednoczeniowego (wrzesień 1990) pracowników wymiaru sprawiedliwości NRD poddano ocenie pod kątem przestrzegania praworządności i praw człowieka. Ustalono, że osoby, które rażąco naruszyły zasady humanitaryzmu i praw człowieka lub współpracowały z organami bezpieczeństwa (Stasi), mogą być w trybie nadzwyczajnym zwolnione z pracy (nawet jeśli normalnie chroniłaby je stabilność stosunku urzędniczego). Ten nadzwyczajny tryb miał obowiązywać początkowo 2 lata, przedłużono go do końca 1993 r.. W rezultacie, do 1994 r. przeprowadzono ok. 90% postępowań sprawdzających wobec urzędników państwowych pod kątem współpracy ze Stasi.

W samym wymiarze sprawiedliwości dokonano niemal całkowitej wymiany kadr kierowniczych. Ministrowie i sekretarze stanu resortów sprawiedliwości nowych landów byli niemal wyłącznie z RFN (Zachodu), kierownictwa sądów i prokuratur obsadzono w 90% przez prawników z Zachodu. Weryfikacja sędziów i prokuratorów przyniosła rezultat w postaci przejęcia na okres próbny jedynie 35,8% spośród nich. Oznacza to, że tylko około 38,3% sędziów dawnej NRD pozostało w służbie, zaś pozostałych ponad 60% usunięto (nie zaproponowano stanowisk w sądach nowych landów). Kryterium – jak odnotowuje historyk Bernd Schäfer – był przede wszystkim brak udziału w politycznych represjach: zatrzymano głównie tych sędziów, którzy w NRD zajmowali się tylko prawem cywilnym lub drobnymi sprawami, nie skażonych wydawaniem wyroków za „działalność antypaństwową”. Dzięki temu możliwe było włączenie relatywnie „czystej” części dawnej kadry, a brakujących sędziów uzupełniono transferami z landów zachodnich. W efekcie wymiar sprawiedliwości był tą dziedziną, gdzie nastąpiła najbardziej daleko idąca wymiana elit – jak stwierdzono, „w wymiarze sprawiedliwości nastąpiła w dużej mierze wymiana elit, które zastąpione zostały kadrami z Zachodu”. Kontrastuje to z administracją czy policją, gdzie sporo starych pracowników zachowano. Oczywiście, tak radykalne cięcia miały też minusy – m.in. początkowy niedobór doświadczonych kadr i poczucie krzywdy części osób, które straciły pracę mimo że „tylko wykonywały prawo NRD”. Niemniej, w odbudowie zaufania do wschodnioniemieckiego sądownictwa pomogło to, że obywatele widzieli za stołem sędziowskim nowych ludzi, często z RFN lub młode pokolenie lokalne, niekojarzących się z poprzednią władzą.

Czechosłowacja/Czechy. Tutaj zastosowano mechanizm lustracji oparty na ujawnianiu współpracowników służby bezpieczeństwa i aparatczyków partyjnych. Ustawa lustracyjna z października 1991 (podpisana przez prezydenta Václava Havla) zabroniła na okres 5 lat powierzania ważnych stanowisk państwowych osobom, które były funkcjonariuszami lub tajnymi współpracownikami komunistycznej bezpieki (StB) bądź pełniły wysokie funkcje partyjne (od szczebla powiatowego wzwyż). Zakaz dotyczył m.in. stanowisk kierowniczych w administracji, armii, policji, mediach publicznych, a także – co istotne – zawodów prawniczych: sędziów, prokuratorów, notariuszy. Każda osoba pełniąca lub aspirująca do takiej funkcji musiała uzyskać z MSW świadectwo lustracyjne. Specjalna komisja sprawdzała archiwa i wydawała zaświadczenie pozytywne lub negatywne. Negatywne świadectwo (potwierdzające bycie funkcjonariuszem SB lub wysokim działaczem partii) skutkowało obowiązkiem zwolnienia takiej osoby ze stanowiska w ciągu 15 dni (chyba że wcześniej sama odeszła). Od decyzji komisji przysługiwało odwołanie do sądu administracyjnego. Ustawa była surowa – obejmowała także sędziów i prokuratorów. W praktyce doprowadziła do usunięcia z zawodu osób skompromitowanych współpracą z reżimem. Czesi przedłużali działanie ustawy; pierwotnie 5-letnia, obowiązywała łącznie 10 lat (do 2001 r.). Dzięki lustracji w Czechach osoby z teczką TW lub z wyższych szczebli PZPR (odpowiednika) w większości nie kontynuowały karier publicznych. Natomiast Słowacja po rozpadzie federacji (1993) nie przyjęła u siebie takiej ustawy, wskutek czego wielu byłych funkcjonariuszy komunistycznych pozostało na stanowiskach – co jest często podnoszone jako jedna z przyczyn problemów słowackiej praworządności w latach 90. (rządy Mečiara).

Inne państwa regionu. Węgry początkowo nie przeprowadziły dekomunizacji kadr wymiaru sprawiedliwości. Dopiero w połowie lat 90. wprowadzono ograniczoną lustrację obejmującą pewne stanowiska (głównie polityczne). W wymiarze sprawiedliwości nie doszło do szerszych zwolnień – wielu sędziów z czasów Kádára orzekało aż do osiągnięcia wieku emerytalnego. Rumunia i Bułgaria – tam transformacja odbyła się w cieniu braku lustracji: stare elity przeniknęły do nowych struktur (w Rumunii część sędziów odpowiedzialnych za wyroki śmierci za Ceaușescu dalej awansowała). Dopiero pod naciskiem UE w latach 2000. powstały instytucje typu Rady Magisterskie i delikatne wietrzenie kadr. Litwa, Łotwa, Estonia – przyjęły ustawodawstwo odbierające część praw byłym funkcjonariuszom (np. zakaz pełnienia funkcji publicznych dla kadr KGB czy wysokich działaczy KPZR). Na Litwie na początku lat 90. usunięto z Sądu Najwyższego kilku sędziów skompromitowanych wydawaniem wyroków politycznych w ZSRR, acz bez masowych czystek – raczej na zasadzie pojedynczych decyzji komisji kwalifikacyjnych. NRD i Czechy pozostają tu najczęściej przywoływanymi kontrastami wobec polskiej drogi „grubej kreski”.

Warto dodać, że europejska kontrola praw człowieka generalnie dopuszcza lustrację i weryfikację, o ile służy ona ochronie młodej demokracji i jest proporcjonalna. ETPCz w szeregu orzeczeń (np. Załęczny p. Polsce 2006, Matyjek p. Polsce 2007 – dotyczących polskiej ustawy lustracyjnej dla urzędników) wskazywał, że wymóg ujawnienia przeszłości i pozbawienie stanowiska za skryte związki z bezpieką może być uzasadniony legitymowaniem instytucji publicznych, ale musi odbywać się z poszanowaniem prawa do rzetelnego procesu. W sprawach sędziów orzekał np. ETPCz w kontekście Turcji (po zamachu stanu 2016 masowe czystki sędziów – uznane częściowo za naruszające Konwencję, bo arbitralne). Każdy kraj regionu wypracował własny model: od ostrych czystek (NRD) po całkowitą amnestię (Polska). Polski wybór wynikał ze specyfiki pokojowej transformacji – ale pozostaje przedmiotem debaty, czy nie posunięto się zbyt daleko w wyrozumiałości dla sędziów PRL kosztem sprawiedliwości historycznej.

Dewaluacja idei samooczyszczenia – przykład sędziów Józefa Iwulskiego i Huberta Błaszczyka

Historia sędziego Józefa Iwulskiego oraz sędziego Huberta Błaszczyka stanowi przejmującą ilustrację tezy, że polski wymiar sprawiedliwości po 1989 r. nie dokonał pełnego samooczyszczenia. Obaj ci prawnicy rozpoczęli kariery sędziowskie w czasach PRL – jeden lojalnie służył reżimowi, drugi mu się sprzeciwił. Po przełomie ich losy potoczyły się zaskakująco: sędzia Iwulski zrobił znakomitą karierę w III RP (osiągając stanowisko prezesa Izby w Sądzie Najwyższym), zaś sędzia Błaszczyk nigdy nie wrócił do orzekania, spędził lata na emigracji i dopiero po 40 latach doczekał się moralnego zadośćuczynienia. Poniżej przedstawiamy tę konfrontację – Iwulski kontra Błaszczyk – opartą na źródłach archiwalnych i relacjach.

Józef Iwulski urodził się w 1952 r. Karierę zaczynał pod koniec lat 70. – w 1978 r. został sędzią sądu wojskowego. Należał do PZPR od 1978 do rozwiązania partii w 1990. W stanie wojennym orzekał w Wojskowym Sądzie Okręgowym w Warszawie (WSOW). Sam Iwulski twierdził, że „w pierwszej instancji w sprawach politycznych orzekał tylko w jednej sprawie”. Jednak z ustaleń śledczych IPN wynika, że brał udział co najmniej w kilku procesach o charakterze represyjnym. Najbardziej udokumentowany jest przypadek: w 1982 r. jako członek składu WSOW skazał młodego robotnika z Oświęcimia – Leszka W. – na 3 lata więzienia za roznoszenie ulotek z hasłami antyreżimowymi (grafika przedstawiająca Polskę oplecioną drutem kolczastym). Sąd wojskowy z udziałem Iwulskiego uznał, że rozpowszechnianie takiej ulotki to „publiczne wyszydzanie PRL i nawoływanie do zamieszek”. Co ważne, nawet według przepisów stanu wojennego czyn ten nie wypełniał znamion przestępstwa – a mimo to zapadł wyrok skazujący. Po upadku komunizmu sprawa Leszka W. trafiła pod lupę: w 1992 r. Sąd Najwyższy uniewinnił opozycjonistę w trybie rewizji nadzwyczajnej, potwierdzając, że został skazany bezprawnie. Jednak żaden z sędziów, którzy wydali pierwotny wyrok (w tym Iwulski), nie poniósł wówczas odpowiedzialności – dalej pełnili swoje funkcje.

Iwulski przeszedł pozytywnie weryfikację w 1990 r., zgłosił swą kandydaturę do nowego SN i został przez KRS rekomendowany oraz powołany. Od 1990 r. orzekał więc w Sądzie Najwyższym (początkowo w Izbie Wojskowej SN, potem – po likwidacji IW w 2017 – w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych). W latach 2018–2020 pełnił funkcję Prezesa Izby Pracy SN; przez moment (w lipcu 2018) – decyzją prof. Małgorzaty Gersdorf – nawet przejściowo kierował pracami całego SN jako najstarszy prezes Izby (było to w apogeum sporu o obsadę stanowiska I Prezesa SN). Mimo ujawnienia komunistycznej przeszłości, sędzia Iwulski cieszył się do niedawna pełnią praw sędziowskich, korzystając też z przywilejów stanu spoczynku (wysokiego uposażenia), gdy w 2020 osiągnął wiek emerytalny.

Dopiero w III dekadzie III RP (!) podjęto próbę rozliczenia go za czyn z 1982 r. Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Krakowie wystąpiła w grudniu 2021 r. o uchylenie immunitetu sędziego Iwulskiego w celu pociągnięcia go do odpowiedzialności karnej. Zarzucono mu współsprawstwo bezprawnego pozbawienia wolności Leszka W. – czyn kwalifikowany jako zbrodnia komunistyczna i zbrodnia przeciwko ludzkości (przedawnienie takich zbrodni nie biegnie). W uzasadnieniu IPN podkreślał, że wyrok z 1982 r. miał „wyłącznie cel odstraszający i wpisywał się w represyjną politykę władz PRL wobec działaczy opozycji”. „Wyrok był aktem państwowego bezprawia, a sędziowie, którzy go wydali, nie mogą korzystać z ochrony, jaką daje działanie sędziego w ramach uprawnień i obowiązków” – argumentowała Komisja. Sprawa trafiła do nieuznawanej przez stary SN Izby Dyscyplinarnej SN, która w czerwcu 2022 r. (jeszcze przed formalną likwidacją ID) prowadziła posiedzenia w przedmiocie immunitetu Iwulskiego. Warto odnotować, że obrońcy sędziego wnieśli o wyłączenie ze składu orzekającego sędziego Adama Tomczyńskiego z ID, właśnie z powodu jego publicznych wypowiedzi o „sędziach PZPR” (cytowanych już słów o nieskazitelności). Sędzia ten został decyzją innego członka ID odsunięty od rozpoznawania sprawy Iwulskiego – uznano, że jego stanowisko budzi wątpliwości co do bezstronności. Koniec końców, Izba Dyscyplinarna nie zdążyła prawomocnie zdjąć immunitetu – ID została zlikwidowana w lipcu 2022 na mocy nowelizacji, a sprawy immunitetowe przejęła nowa Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN. Jednak i ta Izba do dziś (2025) nie zakończyła postępowania Iwulskiego. Oznacza to, że formalnie jest on sędzią w stanie spoczynku, objętym immunitetem, pobierającym uposażenie – choć zarazem obciążonym zarzutem popełnienia zbrodni sądowej.

Kontrastuje to uderzająco z losem Huberta Błaszczyka. Urodzony w 1949 r., sędzia Sądu Rejonowego w Świebodzinie. W odróżnieniu od Iwulskiego, Błaszczyk w latach 1980–81 aktywnie zaangażował się w “Solidarność” – był współzałożycielem struktur związku w swoim regionie. Po wprowadzeniu stanu wojennego zszedł do podziemia, publikował pod pseudonimem “Konar” komunikaty dla prasy podziemnej, w których piętnował represje władz. Pisał prawdę o terrorze milicji i SB – co dla reżimu było niewybaczalne. Wpadł w ręce SB w kwietniu 1982 r. Wytoczono mu proces w trybie doraźnym (przed sądem wojskowym). Wyrok: 4 lata więzienia – wyjątkowo surowa kara, uzasadniona rzekomo tym, że „to już nie są ulotki, to są czynności zmierzające do zbrodni – tego nie można tolerować”. Błaszczyka uznano za przestępcę zaangażowanego w „nielegalną działalność związkową”, który rzekomo „kolportował fałszywe wiadomości mogące wywołać niepokój publiczny”. Oczywiście natychmiast wydalono go z zawodu sędziego (co nastąpiło jeszcze przed prawomocnym wyrokiem, decyzją Rady Państwa – tryb ten umożliwiał dekret o stanie wojennym). Błaszczyk odsiedział połowę kary (1,5 roku), po czym wyszedł na mocy amnestii w 1983 r.. Jednak nawet po wyjściu na wolność był nieustannie szykanowany: SB inwigilowała jego rodzinę, nie pozwolono mu podjąć pracy radcy prawnego, ba – nawet otworzyć prywatnego biura pisania podań. Był praktycznie skazany na bezrobocie, utrzymując się z dorywczych zajęć. W 1987 r., nie widząc perspektyw w kraju, wyemigrował z rodziną do Australii. Tam przez wiele lat pracował fizycznie, walcząc o byt.

Po 1989 r. nikt z władz III RP nie zaprosił sędziego Błaszczyka do powrotu do polskiego sądownictwa. Co prawda, przywrócono do orzekania kilku sędziów wyrzuconych w stanie wojennym (jak wspomniani Rudnicki, Majewski czy np. sędzia Andrzej Jacko z Wodzisławia Śl., który w 1981 za rozklejanie plakatów antyreżimowych został odwołany – po 1990 wrócił do zawodu, choć pracował tylko w rejonie). Jednak Hubert Błaszczyk pozostał na emigracji, nie doczekawszy się żadnej propozycji powrotu do zawodu czy zadośćuczynienia. Jego bohaterstwo przez lata pozostawało anonimowe, podczas gdy w Polsce w tym czasie kariery rozwijali jego koledzy, którzy w 1982 r. skazywali ludzi takich jak on. Dopiero po wielu latach niezależne media i historycy (np. dr Konrad Wytrykowski, sędzia SN w stanie spoczynku, w artykule w „Gazecie Polskiej”) opisali historię Błaszczyka, nagłaśniając ją ku przestrodze młodych prawników. Okazało się, że sędzia ten żyje w skromnych warunkach w Australii. W maju 2025 r. Krajowa Rada Sądownictwa – z inicjatywy jej przewodniczącej Dagmary Pawełczyk-Woickiej – zwróciła się nawet do Prezesa Rady Ministrów o przyznanie Hubertowi Błaszczykowi specjalnej emerytury w Polsce, tytułem rekompensaty za represje, jakie go spotkały. To ważny gest symboliczny, choć mocno spóźniony.

Porównanie losów. Józef Iwulski i Hubert Błaszczyk – obaj rówieśnicy, absolwenci prawa, którzy wybrali drogę sędziego. W roku 1982 pierwszy z nich ferował wyroki skazujące opozycjonistów, drugi sam siedział w więzieniu jako opozycjonista i sędzia-zdrajca systemu. W roku 1990 pierwszy został sędzią Sądu Najwyższego odznaczonym krzyżem zasługi PRL (otrzymał Brązowy Krzyż Zasługi już w 1986, co później wypomniano prezydentowi RP, że nie cofnął tych odznaczeń), drugi zaś był bezrobotnym emigrantem. W latach 2018–2020 sędzia Iwulski stał się twarzą oporu starej gwardii SN przeciw „reformom” ekipy rządzącej – co samo w sobie jest paradoksem historii, iż dawny członek PZPR stawał w obronie rzekomo praworządności przed nową władzą. Sędzia Błaszczyk natomiast został całkowicie zapomniany przez środowisko – dopiero w 40. rocznicę stanu wojennego przypomniano jego historię jako wyrzut sumienia. Ten przykład dobitnie pokazuje, że mechanizm samooczyszczenia nie zadziałał: to nie sędziowie pokroju Iwulskiego zostali odsunięci, lecz tacy jak Błaszczyk (przymusowo) – czyli w praktyce sądownictwo po 1989 r. zostało oczyszczone, ale… z elementów niezależnych, a nie uwikłanych.

Strzemboszowska nadzieja, że środowisko samo potępi „czarne owce”, okazała się płonna. Przez całe lata 90. i 2000. sędziowie rzadko odnosili się publicznie do kwestii swoich kolegów z niesławną przeszłością. Raczej obowiązywała solidarność zawodowa i zasada niegrzebania w życiorysach. Gdy pojawiały się próby pociągnięcia kogoś do odpowiedzialności (np. sprawa sędziego Mariańskiego z Wrocławia, oskarżonego przez IPN o bezprawny wyrok w stanie wojennym), środowisko było raczej sceptyczne – wskazując na przedawnienie lub na niemożność oceny decyzji sędziego bez kontekstu presji tamtych lat. W efekcie, dopiero obecnie – ponad 30 lat po transformacji – docieramy do momentu, gdy pierwsi sędziowie stanu wojennego (jak Iwulski czy inni, o których niżej) realnie stają w obliczu konsekwencji prawnych czy dyscyplinarnych za czyny z lat 80.

Przypadek Iwulski vs Błaszczyk to gorzki symbol. Pokazuje odwrócenie naturalnego porządku sprawiedliwości: sędzia, który wiernie służył opresyjnemu państwu, cieszył się prestiżem i władzą w III RP, a sędzia, który przeciw opresji zaprotestował – został zniszczony i skazany na banicję. Dewaluacja idei samooczyszczenia polega właśnie na tym, że system nie koryguje takich niesprawiedliwości sam z siebie. Co więcej, dopóki tematem tym nie zainteresowała się opinia publiczna (a stało się to dopiero gdy pewne siły polityczne po 2015 r. zaczęły grać kartą „dekomunizacji sądów”), dopóty wewnątrz środowiska sędziowskiego panowało przekonanie, że „nie należy rozdrapywać starych ran, bo liczy się to, jakim kto jest sędzią dziś”. Być może intencja była słuszna – oceniać ludzi za ich aktualne czyny – ale zapomniano o ofiarach tamtych krzywd, dla których widok nieukaranych winowajców w todze był bólem nie do zniesienia.

Znaczenie postanowienia SN z 13 grudnia 2021 r. (II KZ 46/21) dla oceny statusu sędziów PRL

Problem legitymacji sędziów powołanych przez Radę Państwa PRL uzyskał nowy wymiar dzięki orzecznictwu Sądu Najwyższego. W postanowieniu z 13 grudnia 2021 r. (sygn. II KZ 46/21) SN uznał, że obecność w składzie sądu osoby powołanej w procedurze czysto politycznej może stanowić przypadek „nienależytej obsady sądu” w rozumieniu art. 439 § 1 pkt 2 k.p.k.

https://www.sn.pl/aktualnosci/SitePages/Komunikaty_o_sprawach.aspx?ItemSID=482-b6b3e804-2752-4c7d-bcb4-7586782a1315&ListName=Komunikaty_o_sprawach&rok=2021#:~:text=Postanowieniem%20z%20dnia%2013%20grudnia,do%20ponownego%20rozpoznania%20S%C4%85dowi%20Najwy%C5%BCszemu

SN powołał się na wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada 2019 r. (połączone sprawy C-585/18, C-624/18, C-625/18), w którym określono kryteria testu niezawisłości sędziego. Zgodnie z tym testem, badaniu powinien podlegać cały kontekst procedury powołania, a nie tylko formalna legalność aktu nominacyjnego. Tym samym polski SN przyjął, że także powołania sędziów w okresie PRL, dokonywane przez Radę Państwa na wniosek ministra sprawiedliwości lub obrony narodowej, nie dawały rękojmi niezależności.

Z punktu widzenia sprawiedliwości transformacyjnej orzeczenie to ma fundamentalne znaczenie. Po pierwsze, wskazuje, że problem nie dotyczy wyłącznie wykreowanej narracji tzw. „neo-KRS” i powołań po 2018 r., lecz również, a może przede wszystkim wcześniejszych okresów, w tym nominacji PRL-owskich. Po drugie, dowodzi, że brak weryfikacji personalnej po 1989 r. stanowił systemowe zaniechanie, którego konsekwencje obciążają do dziś cały wymiar sprawiedliwości.

Postanowienie II KZ 46/21 można zestawić z praktyką innych państw postkomunistycznych, które przeprowadziły lustrację sędziowską (RFN, Czechy, Litwa). Polska droga odmienna – polegająca na kontynuacji kadencji sędziów PRL – prowadzi do permanentnego kwestionowania zaufania do sądów i wzmacnia narrację o „nadzwyczajnej kaście”.

Z perspektywy niniejszego artykułu postanowienie SN stanowi judykat przełomowy, gdyż przesądza, że standard europejski (art. 47 Karty Praw Podstawowych UE) wymaga badania niezależności także w odniesieniu do powołań sprzed 1989 r. W praktyce otwiera to możliwość weryfikacji orzeczeń wydanych przez sędziów powołanych przez Radę Państwa, co należy traktować jako późne, lecz konieczne narzędzie sprawiedliwości transformacyjnej.